Bez niej opowiadanie czegokolwiek w jakimkolwiek medium (literatura, film, gry) to tylko pusta rozrywka. To właśnie dobry scenariusz robi większość roboty. Bez niego nawet najlepsi aktorzy, najdroższe scenografie i najbardziej wyszukane CGI będą tylko wydmuszką. Z bólem taką wydmuszką (jak wiele innych seriali przed nim) okazała się GoT.

Dla mnie, mega nierówny i pospieszony sezon 8 ostatecznie się nie obronił. Ostatecznie finał położył ten sezon całą historię, którą George R.R. Martin budował w książkach z takim pietyzmem. Dopóki D&D kroczyli jego ścieżką oglądaliśmy jeden z najlepszych seriali w historii. Gdy materiał książkowy się skończył była równia pochyła. Serial miał oczywiście swoje momenty. Ale ostatecznie jeśli tyle lat oglądania sprowadziło się do tego co zobaczyliśmy w tych 6 ostatnich odcinkach to cóż. Chyba nie warto było czekać 2 lata (sic!) na coś takiego.

Nawet nie chce mi się pisać o niedorzecznościach czy wręcz piramidalnych bzdurach w finale. Niezrozumiałe decyzje wbrew charakterom postaci, absurdalna fizyka (nawet w fantasy świat ma jakieś tam swoje prawa) i wreszcie wielki fuck you do publiczności. W imię czego? W imię modnego ostatnio podejścia typu “subverting expectations”? Bo musimy zrobić coś innego? Cóż, panowie D&D idźcie dalej tą ścieżką, którą ostatnio poszedł Ryan Johnson i polegniecie także ze swoimi nowymi filmami SW. Bo na koniec to ludzie głosują portfelami. Oby ich “wyrok” po tym co zrobiliście z GoT był dla was łagodny…